czwartek, 27 września 2012

niedziela, 23 września 2012

LDLS, czyli lot do Los Angeles






Dotarliśmy. Podróż była męcząca, bo wylatywaliśmy z Polski o 6 rano, więc w drodze na latnistko nie spaliśmy. Później, w trakcie lotu, też niewiele, bo spaniem tego nazwać nie można. Tylko przesiadki, siedzenie w samolocie, przesiadki, czekanie na lotnisku, na bagaż, kolejna przesiadka itd., itd... No i zmiana stref czasowych. Ale nie narzekam. Skądże znowu, bynajmniej. Wszystko rekompensuje – i to od razu - lato, ciepło i słońce, ocean. Plus smaki. Smaki najróżniejsze. 
  1. Lot nad Frankfurtem
  2. Metro/kolejka na lotnisku w Waszyngtonie
  3. Lot nad Los Angeles
  4. i  5. Ocean/Laguna Beach

czwartek, 20 września 2012